"Koleś" żył sobie spokojnie w oceanarium, aż tu nagle...
Sprytni eko-przyjaźni ludzie potrafią zrobić dla swojej misji wiele. Niedawno @Monkeyvomit pisał o takich, co uratowali homara. A dzisiaj opowiemy o takich dwóch, co ukradli pingwina.
Pingwin Koleś
Cała historia wydarzyła się pod koniec września tego roku. Dwóch około dwudziestoletnich mężczyzn zakradło się pod osłoną nocy do oceanarium w Port Elizabeth (Republika Południowej Afryki), by wykraść "Kolesia" - pingwina mieszkającego w tym ośrodku. Chcieli przywrócić go naturze i liczyli na to, że Koleś odnajdzie w oceanie swoich pingwinich znajomych. Właściwi opiekunowie Kolesia mieli natomiast nadzieję, że może ktoś zauważy biednego pingwina samotnie śmigającego po oceanie i odda go do oceanarium. Koleś zostawił tutaj swoją partnerkę Franciszkę i dzieci.
Załoga oceanarium zauważyła zaginięcie pingwina w trakcie comiesięcznych badań. Zaginięcie Kolesia poruszyło wiele osób, a informacje o tym wydarzeniu nadawano we wszystkich krajowych mediach. Po pewnym czasie do oceanarium zgłosił się prawnik mężczyzn, którzy dokonali "skoku".
Prawnik przekazał informację o tym, że mężczyźni nie zgadzają się z tym, żeby pingwiny były trzymane w niewoli, a ich zamiarem było zwrócenie pingwinowi wolności.
Całe zajście możemy obejrzeć na tym nagraniu:
Jak widać, plan się powiódł. Mężczyźni wykradli Kolesia z oceanarium, a później wypuścili go na wolność. Popłynął wprost do oceanu u wybrzeży Republiki Południowej Afryki. Był tylko jeden problem...
Koleś urodził się w oceanarium
Według opiekunów pingwina, nie ma on szans na przeżycie w środowisku naturalnym, ponieważ urodził się w ich ośrodku. Koleś nie umie polować, nie zna zagrożeń płynących z kontaktów z innymi zwierzętami, nie wie, że można popłynąć za daleko, nie umie znaleźć sobie żywności. Do tej pory to wszystko organizował mu człowiek. Opiekunowie mówią, że Koleś to bardzo silny i zdrowy ptak, więc miał szansę przeżyć nawet 3 tygodnie bez pomocy ludzi. Tak więc, niestety - najpewniej już wyzionął ducha.
Pomimo akcji poszukiwawczej zorganizowanej przez ochotników, nie udało się go odnaleźć.
W międzyczasie w ośrodku zmarło jedno z piskląt Kolesia i Franciszki (na zdjęciu).
Opiekunowie uważają, że było to spowodowane brakiem uprowadzonego ojca. Pingwiny łączą się w pary i wymieniają się obowiązkami przy wychowywaniu i pilnowaniu piskląt. W tym przypadku Franciszka nie była w stanie zapewnić maluchom stałej opieki i doszło do najgorszego.
Winni
Sprawcy tłumaczą, że nie chcieli zrobić nic złego i myśleli, że pomagają pingwinowi. Dopiero po rozmowie z pracownikami oceanarium zrozumieli swój błąd i otwarcie przyznali, że nie mieli bladego pojęcia o tym, co tak naprawdę robią.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą