dobra, to jest ten tekst. Nie uważam, żeby był skończony, ani nie jestem do końca z niego zadowolony, ale do wyobrażenia ewentualnego obrazka (no, najchętniej to ze dwóch
) powinno styknąć
Opowieść o Starej Chacie.
Ta stara chata widziała całą historię. Żyła wraz z ludźmi, dzieląc ich trudy i troski od wieków. Pamiętała chwalebne dni narodu, pamiętała radosne święta i tajemnicze obrzędy, którym ludzie zawdzięczali dobry los i powodzenie. Rosła wraz z nimi, dając ciepłe schronienie, i radość, gdy pod jej dachem pojawiał się nowy, mały człowiek.
Ale pamiętała też nadejście czasów trudnych. Czuła na swych ścianach blizny po oparzeniach zadanych przez najeźdźcę. Poznała lęk i strach, gdy zamieszkujący ją dotąd ludzie musieli uchodzić i szukać schronienia z dala od niej. Te lata były najtrudniejsze. Od czasu do czasu ktoś się przy niej pojawiał, ale na bardzo krótko, zbyt krótko by obudzić te najpiękniejsze uczucia.
Pewnego dnia coś się zaczęło zmieniać. Grupki młodych hajduków pojawiały się na dłuższe chwile, by szeptać między sobą o niemal zapomnianym już domu. Mówili, że czas go naprawić, odbudować zapadnięty dach, zamieść izby, rozpalić światła. Lecz oni znikali zostawiając tylko udeptaną trawę przy przydomowym drzewie.
Wiatr niósł jednak pewną wiadomość. Z początku jeszcze cichą, ledwie słyszalną. Domowe okiennice, tak już stare i zaniedbane, zaczęły delikatnie drżeć. Następny hajduk zjawił się przy domu. Płakał widząc chatę, która powinna cieszyć życiem, a która straszy pustką. Trzeba nas więcej, by dom ów rozświetlić, myślał. Serca unieść, wolę rozbudzić, dom naprawić.
Zaczął szukać sobie podobnych śmiałków. Rozpuszczał wici po wszystkich wsiach i miasteczkach. Potrzebował budowniczych, cieśli, dekarzy... Wiedział, że chatę ożywić mogą tylko wspólnym wysiłkiem, że tylko jedność czyni siłę. I wiatr poczuł ich moc, dmuchał coraz silniej i silniej, okiennice zaczęły trzaskać. Z początku lekko, trochę bojaźliwie, jakby nie chciały zwracać na siebie uwagi tych, którzy w smutek i zapomnienie ją wpędzili.
Hajduków przybywało, wiatr wiał coraz mocniej, już nie tylko okiennice waliły o framugi jak oszalałe, już nie tylko drzwi, dawno zastałe w zawiasach, uderzały w przeciągu. Stała się rzecz najważniejsza dla całego domu. Zapłonął żar w dawno wygasłym piecu. Wąska strużka dymu oznaczała, że ogień już płonie. Jeszcze nie ogrzewa wszystkich ścian, jeszcze nie oświetla wszystkich izb, ale już płonie. Trzeba go tylko podsycać.
I o tym młody hajduk też wiedział. Zbierali drwa, układali chrust, pielęgnowali płomień i czyścili chatę. Chcieli, by następni po nich nie musieli już trudzić się nad ogrzaniem ścian.
Dym zaczął uchodzić przez komin. Z początku mało widoczny, z czasem zaczął gęstnieć. Zobaczył go stary Dunaj, zobaczyły Rodopy, najpierw poczuła, a potem zobaczyła Riła. Już wiedzieli o płomieniu w Dobrudży, radowało się Morze Czarne, szczęśliwa rzeka Marica wiła się jak nigdy dotąd. Struma z całą siłą wybijała z Witoszy...
A grupa hajduków zebrała się przy starej chacie. Czekała ich ostatnia wyprawa, najtrudniejsze zadanie, którego ukończenie odbuduje dom. I poszli w góry, a chata została. Czekała ich powrotu wierząc, że jej ciepłe ściany dadzą domownikom siłę tak niezbędną w chwili ciężkiego wyzwania.
Wrócili. Szczęśliwi, dumni, uśmiechnięci, ze sztandarem, na którym złotymi nićmi wyszyto Lwa i słowa „Wolność albo śmierć”. A stara chata dostała nowe życie...
, tl;dr [SPOILER] był dom, zepsuł się dom, naprawili dom
:tamquam, chciałbym dołączyć obrazek tego domu z części, w której podupada. A najlepiej dwa, jeden przedstawiający jak jest niezjebane (sam początek, to by szło przy pierwszym akapicie) i drugi, kiedy jest już zjebane, ale zaczyna się pojawiać jakieś życie w okół domu, nie wiem, może rozjaśnione okiennice, strużka dymu z komina? Coś takiego