Mieć oczy dookoła głowy to podstawowe wymaganie wobec każdej partii w Sejmie. Trzeba wystawiać wartowników, pozyskiwać szpiegów, zorganizować kontrwywiad na najwyższym poziomie, a czasem nawet symulować niedołężnego, który nie może przejść przez jezdnię. Niestety, tylko to ostatnie świetnie się udaje parlamentarnej opozycji. Z jednym zastrzeżeniem – nie musi symulować.

Zaczęło się od historycznego już blamażu PO we wrześniu 2015 r. Do postawienia Zbigniewa Ziobry przed Trybunałem Stanu zabrakło wtedy pięciu głosów, w tym ówczesnej premier Ewy Kopacz. Może gdyby… Lepiej spuśćmy tzw. zasłonę tzw. milczenia.

Miesiąc temu cała opozycja zgrabnie podniosła totalne łapki, by wraz z PiS poprzeć szerzenie zdrowia wśród zwierząt. Przegłosowana ustawa nosiła wprawdzie tytuł „Ułatwienia w zapobieganiu chorób zakaźnych”, ale… No właśnie, znów to ale. Na mocy tej ustawy tabuny ludzi z karabinami będą mogły wygonić każdego człowieka z każdego lasu, a nawet z jego prywatnego podwórka: Siedź w domu, baranie, zamknij dobrze drzwi, bo my tu sanitarnie ratujemy ojczyznę. Okrutne polowanie z nagonką stanie się normą. Może trzeba nawet będzie uzyskać zezwolenie na poranne grzybobranie.

Największe jednak gromy spadły na Platformę i Nowoczesną parę dni temu, gdy część posłów tych partii zagłosowała przeciwko kobietom. 28 parlamentarzystów PO i N rozstrzygnęło o wyrzuceniu do śmieci obywatelskiego projektu liberalizującego przepisy dotyczące aborcji, zamiast skierować go do dalszych prac w komisji. Jakby tego było mało, zalała nas potem niagara wyjaśnień – pokrętnych aż do bólu sztucznej szczęki. Szczególnie uwiodło mnie wyznanie prof. Alicji Chybickiej, kandydatki PO na prezydenta Wrocławia: Nie myślałam, że mój głos może coś znaczyć. Wspaniała agitacja przedwyborcza. Mieszkańcy stolicy Dolnego Śląska, pamiętajcie, wasz pojedynczy głos się nie liczy. Oglądajcie TVP, tam wam to potwierdzą. Muszę też oddać honor przewodniczącej Katarzynie Lubnauer. Nasi posłowie są w Sejmie dopiero dwa lata, więc się pogubili, nie wiedzieli, nad czym głosują – mówiła bez rubinu zawstydzenia na twarzy. A ja dodam: Jakież to dotkliwie przykre, że w połowie kadencji parlamentarzyści wciąż nie wiedzą, co to jest proces legislacyjny.

Bartosz Arłukowicz (PO) powiedział po tym wszystkim: „Może głosowanie w sprawie aborcji spowoduje, że się otrząśniemy i zdecydujemy, co robić jako opozycja”. Rozumiem, były minister zdrowia ma w sobie wciąż parę do działania. I jeszcze szczyptę nadziei, że ten – delikatnie mówiąc – kryzys w opozycji podziała na nią jak kubeł zimnej wody. Z przykrością pana zawiadamiam: dno tego kubła już dawno wyleciało, a bazaltową skałę PO trudno będzie ruszyć nawet z oddziałem silnych pomocników. Przy tym trzeba uważać, bo bazalt, gdy się kruszy, niejednego może przywalić.

Do III RP nie ma już powrotu, to pewne. I nie ma takiej potrzeby. Opozycja nie może bez końca zajmować się sobą i płakać bezsilnie, że zły PiS rozwalił w Polsce demokrację, choć to prawda. Ale nie można też zwodzić nas zapewnieniami, że już za chwilę rozpocznie się koalicyjna konstruktywna dyskusja i „nie oddamy pola”. Powiedziała to wicemarszałek Małgorzata Kidawa-Błońska, komentując ostatnie głosowanie w Sejmie. Tu ma rację, bo żeby oddać pole, trzeba je mieć.

Gdy się stoi w gęstej mgle, trudno iść do przodu. Ale ona w końcu zacznie opadać, bo nie takie mgły padały. Powinno się na tę chwilę przygotować porządną mapę drogową. Z pytaniem, kto to zrobi, proszę do Wernyhory.

Stanisław Tym - polityka.pl