Szukaj Pokaż menu

Pamiętasz, jak cieszyłeś się z prezentów?

96 535  
414   26  
Dzisiaj wszyscy robimy się tacy trochę jak Grinch, magia świąt blednie, więc przypomnijmy sobie jak to było kiedyś, kiedy rozpakowywaliśmy dawno oczekiwane prezenty od świętego Mikołaja.

05

Logo po ataku zombie - rozwiązanie konkursu

114 492  
431   19  
Lansowany przez media i planowany od kilku lat koniec świata ostatecznie nie doszedł do skutku. Zobaczmy jednak co by się stało, gdyby Majowie się nie pomylili i ludzie zostaliby zaatakowani przez niekończące się szeregi zombie. A te dostosowałyby świat do swoich własnych realiów...

Nie jest łatwo być św. Mikołajem

105 014  
246   9  
To już nie te czasy, gdy miły, brodaty pan pędził sobie spokojnie do dzieci na saniach. Współczesny Święty musi mieć głowę odporną na uderzenia i stronić od alkoholu. Przyda się też latarka w kieszeni.
 
Mikołaje mają swoje strony internetowe, samochody, a nierzadko sekretarki lub pracują dla agencji. Żeby zamówić wizytę, należy najpierw powiedzieć czego się oczekuje od spotkania z gościem w czerwonym fraku. I już tu może dojść do pierwszego zaskoczenia, bo wizyty zamawiają np. domy seniorów lub związki kombatanckie.

 - Najbardziej zszokowała mnie propozycja udziału w Wigilii dla singli, na której wszyscy mieli być... nago. Nie zgodziłem się, bo to wykraczało poza to, czym się zajmuję – wzdycha 45-letni Andrzej z Jedlinska, który Mikołajem do wynajęcia jest od czterech lat.
 


 
No, ale jeśli już uda dogadać się z klientem, trzeba się przygotować. Peruka, czapka, dzwonek, buty, kubrak... No i brzuch. Ci, którzy przez cały rok się obijali i nie pracowali w pocie czoła nad przyrostem mięśnia piwnego, muszą jakoś improwizować. Za brzuch służą najczęściej poduszki albo stare ubrania. Choć dużą popularnością cieszą się ostatnio nadmuchiwane brzuchy, których często używa się zwłaszcza w agencjach. Ale klucz do sukcesu to broda. Musi być dobrze przyczepiona. Naprawdę dobrze, bo najmłodsi uwielbiają za nią ciągnąć. 

- Kiedyś dziecko urwało mi brodę i uciekło – mówi wspomniany wyżej Mikołaj do wynajęcia.
 


 

Kiedy nie można przez komin

Idealnie jest kiedy Mikołaj dotrze wreszcie swoim osobowym samochodem do klienta i może sobie spokojnie wejść do mieszkania. Bywa jednak, że ma wyjątkowo utrudnione zadanie lub musi wykazać się umiejętnościami rodem z filmów sensacyjnych. 

- Raz musiałem jako Mikołaj wjechać na teren posesji nowym nissanem primerą, przeznaczonym dla dziecka, które skończyło 18 lat - wspomina 46-letni Michał, od dwóch dekad przebierający się w strój brodatego dziadka w Warszawie
, na zlecenie studenckiej spółdzielni Universitas. - Innym razem trzeba było wjechać skuterem dla dziecka. A że był śnieg, miałem z tym dużo problemów, bo generalnie skuterami nie jeździ się w zimę. Jakoś się udało, chociaż prawie się wyłożyłem.
 
 
- Pamiętam, jak umówiłem się z ojcem rodziny, że zostawi prezenty dla trójki dzieci w samochodzie – opowiada z kolei Andrzej ze Śląska, założyciel serwisu dla Mikołajów swiety-mikolaj.pl. - Myślałem, że to nic ciężkiego, podczas gdy po przyjeździe okazało się, że to sześć ciężkich worów. A ja sam, bo Śnieżynka, którą zawsze jest moja żona, akurat była w ciąży. Jedyny plus, że była dopiero godz. 15 i było jeszcze widno, bo dzielnica nie za ciekawa. Ale wziąłem te sześć worów, które zacząłem wnosić do podejrzanej kamienicy. Nagle dwa z nich mi się wysypały. Wyleciało wszystko: samochody, klocki lego itd. Nagle podeszło dwóch meneli, mówiąc, że pomogą mi to zebrać. Poradziłem sobie sam, ale najadłem się wtedy strachu.
 
 

Najważniejsze jest pierwsze wrażenie

Spocony, a czasami zziajany Mikołaj wreszcie dociera na miejsce, dzwoni, wchodzi do środka i... No właśnie. Nie zawsze wszyscy się cieszą z jego przyjścia. 
- Kiedyś pies, który z natury nikogo nie wpuszcza do domu, na mój widok w stroju św. Mikołaja ze strachu wypróżnił się na dywan – wspomina 60-letni Andrzej z woj. lubelskiego.
 
 
Ale wróćmy do Andrzeja ze Śląska, który mówi wprost: - Generalnie dzieci trudno zszokować, chyba że są to malutkie dzieci. Wtedy może się zdarzyć, że wchodzi się do żłobka i nagle... 25 dzieci zaczyna w jednym momencie płakać. Wówczas trzeba spokojnie usiąść, poczekać i najlepiej nic nie robić. Zupełnie nic.
 
 
- Raz zdarzyło mi się wyjątkowo trudne dziecko, którego w ogóle nie mogłem do siebie przekonać – kontynuuje śląski Mikołaj. - Z reguły jest tak, że obojętnie jakby z tym dzieckiem nie było, to jak dostaje prezent, to już jest w porządku. W tym przypadku prezent nie pomógł. Dopiero po rozpakowaniu go było trochę spokojniej. Ale nie do końca. Prezentem był zabawkowy dźwig, więc usiadłem z tym chłopcem i zaczęliśmy się nim bawić. Zrobił się rozluźniony dopiero wtedy, kiedy zaczął walić mnie tym dźwigiem po głowie. Siedziałem tak kilka minut, dając się uderzać, aż nareszcie z dzieckiem było już OK.
 
 

Gdy dziecko chce "tfufiaczki"

Potem przeważnie jest już z górki. Wystarczy mocno trzymać brodę, rozdawać prezenty, odpowiadać na dziwne pytania i zadawać swoje. Oczywiście o ile dziecko nie sepleni. - Zapytałem jedną z dziewczynek co by chciała dostać od św. Mikołaja – mówi Andrzej ze Śląska. - Odpowiedziała niewyraźnie, coś w stylu "tfufiaczki". Naprawdę nie wiem co mi strzeliło do łba, że zapytałem "Co chciałaś dostać? Siusiaczki?". Kiedy dopytywałem dalej, w końcu podeszła jej mama i powiedziała, że chodzi o "książeczki".
 
 

No i podstawowa zasada: trzeba pilnować worka. - Gdy byłem Mikołajem w centrum handlowym, przyszła matka z dwójką dzieci, ale to młodsze gdzieś się zapodziało – wspomina 26-letni Paweł Celmer, który od 5 lat jest Mikołajem we Wrocławiu. - Długo go szukaliśmy, aż w końcu okazało się, że było... w moim worku z prezentami. A żeby było śmieszniej, miało na imię Mikołaj i było ubrane na czerwono.
 
 

To w kieszeni to nie latarka”

- Najfajniejsza w tym zawodzie jest radość i bliskość, kiedy dzieci przytulają się do Mikołaja – przyznaje Michał z Warszawy. - Ale to trwa dopóki nie rozda się prezentów. Bo później może nie istnieć. Według nich już można praktycznie iść do domu.
 
 

I wtedy się zaczyna... Bo jak Mikołaj trafi na zakrapianą imprezę, nikt nie chce go wypuścić. - Niekiedy mamusie krzyczą "Teraz my chcemy zrobić zdjęcie z Mikołajem". Jak wypiją więcej, to wchodzą na kolana - tłumaczy 44-letni Krzysztof z Krakowa. A inny z Mikołajów dodaje: - Kiedyś byłem w przedszkolu i na kolanach usiadła mi jedna z wychowawczyń. Długo nie schodziła, więc pozostawało mi tylko powiedzieć „Nie proszę pani, to w kieszeni to nie jest latarka”.
 


 
Żaden z moich rozmówców nie dostał jeszcze nieprzyzwoitych ofert, ale alkoholem częstowano niemal każdego. - Ludzie często proponują mi różnego typu trunki. Ja jednak podróżuję samochodem i odmawiam. Wtedy czasem po prostu dają flaszkę i mogę jechać dalej – cieszy się 26-letni Wiktor z Olsztyna.
 
 
 
I dopiero po tych wszystkich męczarniach, zmęczony, czasami z niewielkimi obrażeniami, Mikołaj może lecieć na swoim samochodzie osobowym bez reniferów do następnych klientów. Wizyta kosztuje od 40 do 200 zł, w zależności od regionu i wielkości miasta.
 

https://www.youtube.com/watch?v=6DzBQuTQs6I

246
Udostępnij na Facebooku
Następny
Przejdź do artykułu Logo po ataku zombie - rozwiązanie konkursu
Podobne artykuły
Przejdź do artykułu Martin A. Couney uratował tysiące dzieci, bo nie wiedział, że to niemożliwe
Przejdź do artykułu Miejska demolka ostatniego kowboja Ameryki
Przejdź do artykułu Znajdź różnice - profesjonalny poradnik
Przejdź do artykułu Anegdoty z marszałkiem Piłsudskim w roli głównej
Przejdź do artykułu Oczekiwania kontra rzeczywistość VIII - największa profanacja pizzy
Przejdź do artykułu Jak dobrze zaplanować emeryturę?
Przejdź do artykułu Polska to nie kraj, to stan umysłu – Kazik Staszewski pokazał mamę
Przejdź do artykułu Najlepszy prezent dla palacza
Przejdź do artykułu Lansky: Wspomnienia kierownika wesołej budowy II

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą